poniedziałek, 19 listopada 2012

Kot zbrodniciel znowu zaatakował! Ratunku!

Tego już za wiele! Muszę jednak o tym opowiedzieć! Kot zbrodniciel znowu zaatakował! Pamiętacie jak na wiosnę wykradał kanapki robotnikom na budowie naszego domku? Dzisiaj, robotników już nie ma ale ON pozostał i dalej kradnie! Dzisiaj mój pan zauważył go przez okno domku i zrobił temu bandycie kilka zdjęć operacyjnych... Chyba do kartoteki policyjnej? Najpierw typ siedział sobie i czaił się pod sosną, ale potem już centralnie wylazł przed nasze okna, na taras i łypał swoimi gałami na biedne sikorki, zajadające sobie słoninkę, którą powiesiła moja pani. Nawet na stół wlazł, żeby było bliżej do sikorek i słoninki.

Pozował sobie na poręczy tarasu jak jakiś celebryta. Wyglądał, jak nie przymierzając, z reklamy kociego wstrętnego żarcia.

Ten potwór skradł już trzy paski słoniny! Trzy paski przepysznego jedzonka, mniamu, mniamu, ale mi leci ślinka... I żeby chociaż trochę zostawił, ale on to wszystko spałaszował sam a sikorki odleciały biedne i zgorszone... Zbeszcześcił nawet nowy karmnik dla ptaszków, jaki buduje mój pan. Jeszcze nie ukończony co prawda, ale już jedzonko w nim jest. A to moje kocie nemezis pożarło dwa kawały słoniny, że zostały tylko po niej strzępy czerwonej tasiemki na których wisiały...
Ten zdegenerowany tetrapod, ta ślepa uliczka ewolucji, te diabelskie nasienie, miesiąc temu, kiedy była młoda pani, ta od Buby, napadł na torbę z całym, wielkim, świeżym, prawie kilogramowym pstrągiem! Mój pan to prawie się wściekł i szukał potem jego śladów po lesie aż do wieczora... Ale znalazł tylko pustą i podartą torbę foliową...
A dzisiaj ten potwór jeszcze raz rzucił mi wyzwanie i defilował sobie spokojnie po ogrodzie...jak gdyby nigdy nic...
Szkoda, że nie ma młodej pani. Może miałaby do czego postrzelać z łuku...
Co z tego, że zaraz wyskoczyłem z domu i szukałem śladów tej bestii. Dał dyla i tyle go widziałem. Potem wszystko pachniało kocim zapachem. On nie ma sumienia i nawet sika na moją trawę... Ale ja mu jeszcze pokażę..., gdzie... koty zimują!
Ale może lepiej pójdę już popilnować mojej miski z pysznymi chrupkami karmy Eurostandard. Bo ucho podwędzane to już zjadła mi ..... Kolia, jamniczka mojej pani. Buuuuu!!!!!
Ale o niej to będzie trochę później... A michy to nie oddam...

piątek, 16 listopada 2012

Buba vel Bubastis. Moja nemezis.

Skoro już zapędziłem mojego pana do klawiatury komputera, to poprosiłem go aby napisał coś o mojej nemezis, czyli kotce perskiej, poczochranej, nazywanej jakoś tak jak Buba, Bubek czy Bubastis. Hłe, hłe, hłe. 
Sami przyznacie, że jakoś tak głupio to brzmi. Bubek. To tak jak nie przymierzając bubek kozi, bubek owczy, czy coś podobnego. I rzeczywiście jest to najprawdopodobniej odpad z zeschniętej gałęzi drzewa ewolucji. Bo na pewno tak wygląda! Sam wielki Darwin zdziwiłby się, że coś takiego wyewoluowało!
Żyje to jeszcze, bo ma niestety immunitet w postaci aktu własności mojej młodej Pani. A ona jest właścicielką dwóch łuków angielskich prostych... No właśnie. Już bym to bydełko dawno spałaszował i to nawet bez warzyw, lecz moja próba powąchania tego tam, skończyła się czynną napaścią na mój majestat, w postaci mojej pięknej i przystojnej głowy. Jak się wczepiła paskuda za moje uszy i pysk, to tak jakbym jeszcze raz zobaczył "Obcego" i to w 3D, takie trójwymiarowe spojrzenie wtedy uzyskałem.
Przecież ten tetrapod nawet nie chciał pozwolić mojemu panu napisać dzisiejszego wpisu na blogu, bo pokładała się na klawiaturze. Toż to skandal. Oj, oj, nawet mój Pan się jej boi oraz ewentualnych konsekwencji od młodej Pani.
Co to za diable wcielone? A ja tylko chciałem się przywitać i powąchać. Przecież to jest normalne u psów. 
A tak? Kiedyś to chociaż mogłem wejść na piętro do sypialni mojego pana... A teraz to paskudztwo, ten OBCY!, wcale mnie tam nie wpuszcza. Jak tylko zbliżę się do schodów, to zaraz psyka, burczy i stawia sierść, że wygląda jak strach na myszy, czy coś podobnego.
Może ktoś zna sposób na przepędzenie tego czegoś z mojego domku?
A może są już łapki na koty? Proszę info na komentarz do bloga.
Siedzi to, to, na parapecie tylko i ślepi na ptaszki... Tylko patrzy jakby tu złapać jakąś sikorkę albo dzięcioła. I tylko sapie ze złości jak bazyliszek.
Już nawet roślinki usychają na jej widok! Co tu robić? Jak się tego pozbyć? 

wtorek, 13 listopada 2012

Czekając na Godota...

O psia matko. Jak dawno mój pan nic nie napisał o mnie i o moich letnich przygodach. Przecież już mamy późną jesień! Co prawda to trochę on był zapracowany, w końcu kończył budowę naszego nowego domku, ale za to okropnie zaniedbał mojego bloga, że aż strach się pokazać na wsi. Jak tylko wyjdę na spacer, to wszystkie psy zaraz mnie obszczekują i wypytują się i co, i co dalej. Co z moją przyszła niedoszłą złocistą retriverką - Lorą? A mówiłem jemu, żeby jeszcze nic o niej nie pisać. Ale on rzekomo jest ten mądrzejszy.... Chyba jednak mądrzejszy inaczej... Hłe, hłe, hauuuu. Lora. Jakie piękne imię. Hmmm... Aż idzie zwariować...
Trochę w głowie mi się kręci na samo wspomnienie tej pięknej suczki. To jest prawdziwa blond piękność  Sami popatrzcie.
Ale kiedy podeszła na spacerze ze swoim panem do mojego ogrodzenia, to trochę kręciła nosem. Dziwne. Ale to kokietka...
No ale sami wiecie. Te kobiety... A może użyłem złego dezodorantu? Chyba jednak nie będę wycierał sobie sierści obok mrowiska. Może nie lubi zapachu mrówek. 
Mój pan mówi, że nie mam u niej jednak szans. Bo to damulka z Warszawy... Że sprowadzi mi inną, równie piękną, nową koleżankę. Zresztą, sam widziałem, że moja pani ciągle siedzi na forach adopcyjnych dla biednych piesków. Takich, jakim ja do niedawna byłem. Ale chyba rzeczywiście jest coś na rzeczy. I może będę miał jednak nową koleżankę do towarzystwa. Bo na razie to tylko czekam, czekam i czekam. Niemalże jak na Godota. I im bardziej czekam, tym bardziej czuję się samotny. Niech mi ktoś pomoże...