poniedziałek, 27 lutego 2012

Początki były bardzo trudne...

Mój pan po raz pierwszy zobaczył mnie na witrynie internetowej Fundacji na rzecz zwierząt "Przytul Psa", którą odnalazła moja i mojego pana, pani. I całe szczęście. Robiłem tam za psa w niewoli. Wiecie to taka przykrywka dla agentów. Nawet imię miałem jakieś lewe, bo wołali na mnie dla zmyłki, "Rex". Wcześniej trochę robiłem w terenie, no i przypadkiem, dostałem nieźle w kość. A to siedziałem w niewoli na jakiejś budowie, bo jacyś durnie pomylili mnie ze zwykłym psem podwórkowym, a to trzymano mnie na łańcuchu, że sierść na karku mam sfatygowaną do dzisiaj, że aż wstyd się pokazać suczkom. No i trochę mi nerwy puszczają, bo przeżywałem jednak niezłe stresy. Ale teraz jest już dobrze. W fundacji bardzo, ale to bardzo mi pomogli. Odrobaczyli, zaszczepili, zaczipowali, nakarmili no i zrobili jeszcze jedną trochę wstydliwą dla mnie rzecz, ale nie będę o tym mówił, bo jeszcze się jakieś suczki dowiedzą i będzie kicha.... W Fundacji są bardzo dobrzy ludzie. Oni bardzo pomagają wielu innym zwierzakom, zwłaszcza moim psim kuzynom. Namawiam do przekazania procenta od podatku dla tej fundacji. Mój pan już to zrobił. Oni są tego naprawdę warci.
Ale wracając do meritum. Siedziałem tak sobie za kratami a tu nadjechał mój pan i kochana pani. Jacy oni byli troskliwi. Zaraz kupili mi nową obrożę i smycz. Dali pyszne jedzonko, no i wreszcie mam normalny, duży dom. Z wielkim ogrodem! Ale o tym będzie później. Na stronie Fundacji jest nawet wpis o mnie, że mam nowy dom. Sami popatrzcie.
Na razie do zobaczenia. Nara. Hau, hau...