piątek, 21 grudnia 2012

Nowa laska we wsi...

Czy wy wiecie, że odwiedziła mnie niedawno nowa suczka sąsiadka o pięknym imieniu Sara. Przyszła razem ze swoim panem, który pomagał przy porąbaniu drzewa. Ale jaka to świetna dziewczyna. Trochę nieśmiała, mało gadatliwa, trochę z zasadami,  i ledwo co dała się obwąchać. A to przecież psi savoir-vivre. W końcu jak panienka przychodzi do kolegi to przynajmniej musi dać się trochę obwąchać. No ale widocznie na prowincji to panują trochę inne zasady...
Na początku, to nagadaliśmy się, a właściwie to naszczekaliśmy się, że aż ona ochrypła.

Ja tu jak "warsiawski" gentleman, raz z prawej, raz z lewej, a to z tego końca stosu, a to z drugiego, a ona? nic...

W końcu po długich bojach, uległa! Dała się powąchać! i co? A tu okazało się, że ona, że ona ... miała swój ... no wiecie... czas... czasookres, czy jak to tam nazywają. No i lipa. Pan miał na mnie czujne oko i kicha...
Pozostało nam tylko pobiegać po lesie za rzucanymi patykami. Ale kto to by chciał tak biegać...
Mnie to już ... "fala" nie pozwala. Ja to jestem poważny gość! Nie to, żebym nie potrafił biegać po lesie i aportować patyki. Ale w końcu ma się aparycję i nie będę jej narażał na szwank jakimś ganianiem po krzaczorach... W końcu już za tydzień przyjeżdża do naszego domku nowa lokatorka, piękna Tosa Inu. I trzeba jakoś wyglądać... W końcu pan załatwił mi nową towarzyszkę życia. Ciekawe co z tego wyniknie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz